Skip to content

Podwyżka stóp – o ile więcej wiemy dziś niż przed decyzją RPP?

Powiedzieć, że decyzja RPP o podwyżce stóp procentowych zaskoczyła ekonomistów, to nic nie powiedzieć. Gdyby oceniać po wcześniejszych wypowiedziach prezesa Adama Glapińskiego, mogła zaskoczyć nawet jego.

Zaskakująca podwyżka stóp

Nawet w dniu posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej, mało kto oczekiwał, że grono to wyłamie się z mającego niemal charakter mantry komunikatu o „utrzymaniu stóp procentowych NBP na niezmienionym poziomie”. Spośród ankietowanych przez PAP Biznes 20 ekonomistów z różnych ośrodków, żaden nie spodziewał się podwyżki. Trudno się im dziwić: Adam Glapiński, prezes NBP, do tego stopnia trwał przy antypodwyżkowej retoryce, że jeszcze w przeddzień posiedzenia, na Kongresie 590, mówił, że inflacja to efekt szoku podażowego spowodowanego przerwaniem łańcuchów dostaw, na co NPB nic nie może poradzić. W połowie września nazwał zaś pomysł podwyżek w takiej sytuacji „szkolnym błędem”. Do samego posiedzenia twierdził również, że obecne dynamiczne wzrosty cen mają charakter „przejściowy”.

Co się zmieniło? Czy wpływ na decyzję RPP miały ostatnie odczyty inflacji, zbliżające się już do 6%? Czy może była to wypowiedź Mateusza Morawieckiego, w której premier wyraził nadzieję, że „reakcja NBP na inflację będzie należyta”?

Odpowiedzi na to pytanie w najbliższym czasie raczej nie poznamy: komunikat RPP jest lakoniczny. Co ciekawe, samemu Adamowi Glapińskiemu, na konferencji prasowej zorganizowanej w związku z decyzją Rady, udało się w dużej mierze utrzymać wcześniejszą retorykę.

Szef banku centralnego podkreślał więc, że NBP nie ma wpływu na czynniki powodujące inflację (czyli „szoki podażowe”). Mało tego, dalej uznaje inflację za przejściową, chociaż – i to jest nowością – decyzja RPP ma być odpowiedzią na pojawiające się obecnie ryzyko utrwalenia inflacji w średnim okresie.

Co więcej, zaskoczenie, jakim dla rynku była decyzja RPP, miało być, według słów prezesa Glapińskiego, zaplanowane i celowe. „Chcieliśmy, żeby to się tak stało” – tłumaczył.

W dodatku wygląda na to, że należy oczekiwać kontynuacji tej swoistej polityki niepewności. Brak wskazówek co do tego, czy decyzja Rady Polityki Pieniężnej jest jednorazowa, czy jest początkiem cyklu, prezes NBP również uznał za zamierzony. Zasugerował co prawda, że dalsze działania będą uzależnione od rozwoju sytuacji i „reakcji na [ostatnią] decyzję”, ale w świetle dotychczasowej retoryki oraz tego, że reakcje RPP na rosnącą inflację podejmowane są tak późno (przypomnijmy, że obecny cel inflacyjny to 2,5% +/-1pp.), trudno na tej podstawie skutecznie przewidywać, co RPP zrobi na kolejnych posiedzeniach.

Jakie ma to przełożenie na rynek? Najprościej, przynajmniej w krótkim okresie, sytuacja wygląda z kredytami.

Co dalej ze stopami, kredytami hipotecznymi i oszczędnościami?

Co prawda stopy referencyjne nie przekładają się na oprocentowanie kredytów w proporcji 1:1, jednak ich wpływ jest dość silny. Dzieje się tak dlatego, żę w stopach WIBOR, będących faktyczną podstawą ceny kredytów hipotecznych, odzwierciedlone są przewidywania banków co do ich poziomu jedynie w dość krótkiej, kilkumiesięcznej perspektywie.

Jeśli przyjąć, że bankowcy zostali zaskoczeni decyzją NBP w podobnym stopniu, co ekonomiści, to WIBOR może zaabsorbować podwyżkę w całości, czyli oprocentowanie kredytów wzrosłoby o 0,5 punktu procentowego.

To jednak wcale nie jest górny pułap zmian faktycznego oprocentowania kredytów. Jeśli rynek międzybankowy „uzna”, że w krótkiej perspektywie można się spodziewać kolejnych podwyżek, to będzie wyceniał je z wyprzedzeniem. A to oznacza, że nawet przed kolejnym posiedzeniem RPP, poziom WIBOR 3M czy WIBOR 6M może wzrosnąć o więcej niż 0,5 punktu procentowego.

Pewną pociechą jest to, że zmiany wysokości rat kredytów, przynajmniej oceniane z perspektywy kwartału czy dwóch, nie będą duże. W sytuacji, gdyby podwyżka stóp przełożyła się w całości na WIBOR, mówimy o kwotach rzędu 60 zł w przypadku dopiero co wziętego kredytu na 300 tys. zł na 20 lat. Biorąc pod uwagę fakt, że rekomendacja S utrudniła klientom zaciąganie kredytów „pod korek”, takie wzrosty nie powinny wpędzić kredytobiorców w kłopoty – nawet jeśli nie będą ich szczególnie cieszyć.

W dodatku podwyżki stóp nie przekładają się na raty kredytów od razu, gdyż harmonogramy spłat – i oprocentowanie – są aktualizowane przez banki najczęściej raz na 3 miesiące. A jako że moment aktualizacji wyznacza często dzień zawarcia umowy, a nie, na przykład, początek kolejnego kwartału, ta stosunkowo niewielka fala podwyżek rat zostanie rozłożona na kilka miesięcy.

Kredyty hipoteczne są jednak spłacane raczej przez dekady niż lata (nie mówiąc już o kwartałach), więc patrząc z takiej perspektywy,nadchodzące relatywnie niewielkie zmiany rat nie daje niestety kredytobiorcom gwarancji spokoju na dłużej.

Póki co, podwyżka stóp niewiele zmienia także w sytuacji osób poszukujących sposobów lokowania swoich nadwyżek finansowych. Oprocentowanie lokat czy obligacji wzrośnie, ale to co najwyżej zmniejszy – i to niewiele – skalę realnych strat, jakie przynoszą posiadaczom te instrumenty. A jeśli inflacja nadal będzie rosła, być może podwyżka nie wystarczy nawet na to.

W tej sytuacji, alternatywne sposoby lokowania kapitału – takie jak rynek nieruchomości czy inwestycje w projekty deweloperskie – wciąż pozostają zdecydowanie bardziej atrakcyjną opcją.

Tak czy inaczej, zarówno bankowców, jak i ekonomistów, czeka ciekawe wyzwanie: przewidzieć, co zrobi RPP. Dotychczasowa komunikacja banku centralnego nie ułatwiała tego zadania, chociaż z drugiej strony, do niedawna, jego polityka była przewidywalna mimo oszczędnej (by użyć delikatnego określenia) polityki informacyjnej.

Jak będzie teraz? Zobaczymy.